Ubezpieczyciele zawyżają koszty naprawy i zaniżają wartość samochodu, aby wykazać, że auto po stłuczce nadaje się tylko na złom. Albo zaniżają odszkodowania na naprawę – wynika z najnowszego raportu rzecznika ubezpieczonych.
Sopockie towarzystwo ubezpieczeniowe Ergo Hestia wyceniło, że kompletnie zniszczony samochód przed wypadkiem był wart 13,4 tys. zł. Kiedy właściciel auta odwołał się od decyzji ubezpieczyciela, Hestia powiększyła kwotę do 14 tys. zł, aby ostatecznie po kolejnym piśmie poszkodowanego podwyższyć wyliczoną wartość samochodu do 14,8 tys. zł.
Przypadek? Z najnowszego raportu rzecznika ubezpieczonych wynika, że to najbardziej popularny trik towarzystw ubezpieczeniowych. Jeśli po stłuczce uszkodzenia auta są duże, ubezpieczyciel próbuje udowodnić, że samochód jest na tyle zniszczony, iż nie opłaca się go już naprawiać (koszty naprawy przekraczają wartość auta sprzed wypadku) i teoretycznie powinien trafić już tylko na złom (w rzeczywistości jest naprawiany i wraca na polskie drogi).
Manipulowanie cenami
Wtedy firmy często zaniżają pierwotną wycenę samochodu, zawyżają wartość wraku i koszty potencjalnych napraw. Ubezpieczyciel wypłaca kierowcy różnicę między wyceną auta przed wypadkiem a wartością wraku. Czyli po manipulowaniu wycenami – niewiele.
Kierowcy mają wtedy nie lada problem. Na przykład towarzystwo ubezpieczeniowe Proama wyceniło wartość wraku na 4,3 tys. zł, ale nie chciało pomóc właścicielowi samochodu go sprzedać. Poszkodowanemu udało się sprzedać wrak za 2 tys. zł. Mimo że pokazał Proamie umowę sprzedaży, to nie oddano mu różnicy, bo… tak wynikało z programu komputerowego do wyceny aut.